Obudziłem się po lekkich opadach śniegu. Herbata i w drogę. Moim celem był Czarny Staw
i opcjonalnie dopływ Czarnego stawu Świerszcz. Od domu do celu podstawowego mam cztery kilometry, postanowiłem pójść pieszo. W plecaku tylko Nikon D750 i dwa obiektywy 50/1.8 i 20-35/2.8 obydwa to Nikony, była też kanapka. Gdy do celu zostało około kilometra bacznie obserwowałem okolice wyszukując tropów i śladów zwierząt. Potem były tropy lisie, ryjówki
i wiewiórki. Ta sytuacja zmieniła się zmieniła gdy doszedłem do celu. A tu, był bal, wielki Bal. Co tu się musiało odprawiać to świat nie widział. W jednym miejscu nad brzegiem cała masa tropów. Wielu tropów, były dziki i jelenie nieco z boku sarny się przyglądały. Całość na pewno widziały dzięcioły czarne oraz krzyżówki które były na wpływie Świerszcza do Czarnego Stawu.
Czując się świetnie, podjąłem dalszą wędrówkę brzegiem strumienia. A tam, magia. Powalone kłody utworzyły pomosty które od razu wykorzystały ssaki które nie koniecznie chciały moczyć łapki w lodowatej wodzie. Z tych miejsc korzystały też i ptaki. Grzęznąc co chwila trafiłem na trop (tak myślę) rzęsorka rzeczka a także nornicy rudej i myszy leśnej.
Od jakiegoś czasu chodzę z kijkami w teren. Teraz to kijki pomogły mi nie namoczyć się srodze. Dzięki temu że mamy dużą wilgotność gruntu to otworzyły się wypływy wody które były nawet 3 metry powyżej poziomu wody Świerszcza. Kijki wchodziły w całości w to bagienko.