Była piekna pogoda, słoneczko świeciło i grzało moj twarz. Ptaki już ucichły poza tymi najdrobniejszymi, które krążyły w koronach świerków i jodeł. Delikatny zapach żywicy unosił się w powietrzu, szedłem powoli napawając się świezym pachnącym powietrzem. Ten listopad okazuje się nadzwyczaj słoneczny. Zszedłem z ubietej drogi pod nogami zrobiło się miękko. Po chwili wszedłem między drzewa, stojące i te powalone, ale jakże potrzebne dla innych drzew i organizmów żywych. Teraz pod nogami miałem cudowny kobierzec mchów zielonych. Wiatr ustał, jest ciepło i jeszcze bardziej pachnąco. Jest pięknie. Do złotej godziny pozostało jeszcze trochę ale obraz jawił sie wspaniały, niczym z powieści James`a Olivera Curwooda "Łowcy Wilków, łowcy złota, łowcy przygód". Książke czytałem ze cztery razy zimowymi wieczorami. Nazajutrz wyruszałem w śniegi Roztocza Środkowego. Tym razem cel był inny. Ale o tym sza! Kijkami badałem grunt, wszakże to kraina bobra. Kazde przykleknięcie oznaczało namoczenie się w mokrym mchu. Ale nic to. I tak to doszedłem do miejsca które spełniało moje wymagania, ale o tym innym razem.
Czarny Staw w Roztoczańskim Parku Narodowym.
czwartek 11 listopada 2021r.