Zębiełek białawy, historia tragiczna.
Swego czasu dostałem z KUL`u materiały o ryjówkach i innych drobnych ssakach. Był też materiał o zębiełku białawym, taki pan miał go w garażu i tam robił zdjęcia. Bardzo chciałem i ja, sam dojść i sam sfotografować.
Szło mi kiepsko z tym gatunkiem i innymi ryjówkowatymi. Siedząc w domu przed komputerem słyszałem co raz piski jakieś piekielne, siostra przychodzi i mówi weź się rusz i zobacz co tak się drze okropnie. Szwagier podpowiada że jakoby to ryjówka ale szara. Zaświeciła mi się lampka. Czyżby to zębiełek? Pochodziłem, nawet aparat wziąłem na wszelki wypadek. Ale nic. Wróciłem do domu. Za chwil parę wbiega siostra i mówi kot coś złapał, ale mysz to nie jest. Kot przegnany był szybko, zwierzak żyje i nawet dziabnął mnie w palec. Tylko tak dziwnie wykręcony. Uspokoił się. Widzę że jego prawa przednia łapka niedomaga. Ciągnę palcem delikatnie po jego tyciusim kręgosłupie i czuję że nie jest prosty, jest skręcony. Na szybko przygotowałem malutkie akwarium, był mech, szyszka i korzeń jakiś. Zwierzak znalazł się tam i ukrył w mchach. Nakryłem akwarium z góry. Poszedłem ukopać jakiegoś robala. Sorry ale tak jest, owadożerne jedzą owady i inne żywe organizmy, nie są weganami. Po jakimś czasie odżył, ale był skręcony. Niestety operacja kręgosłupa nie wchodzi w grę. Nikt się nie podejmie. Podałem dżdżownicę, patrzył się na mnie swymi maleńki oczkami, mniejszymi niż główka szpilki. Chwycił na początku delikatnie, by za moment łapczywie objąć swą zdobycz. Zaszył się na chwilkę. Robiłem zdjęcia, i nie miałem przyjemności z tego. Ten krzyk na dworze to były zaloty zębiełków. Odszedł w nocy, po cichu. Koty mam nadal, inne i nie wychodzą z domu. Myszy domowe niestety wyrządzają nam ogromne szkody. Sytuacja się powtórzyła. Zębiełek ma się dobrze nadzwyczajnie. Pożywia się i wypróżnia. Tu jest sprawa dziwna bo kot znalazł zębiełka na strychu!