Małymi krokami lato miało się ku końcowi. Na polach trwały ostatnie koszenia i prace polowe, w powietrzu unosiła się zapach świeżo rżniętych zbóż. Las drżał z gorąca i pachniał żywicą, jednak dni stawały się coraz krótsze a noce zimniejsze. Jesień powoli oświadczała że nadchodzi.
Wracaliśmy z kolegą z podchodów jeleni, droga wiodła nas przez piękny leśny dukt. Miejscami nieboskłon zamykały przed nami ogromne buki i dęby. Miejscami wydawać by się mogło że niebo wspiera się na kolumnowych sosnach i jodłach tak typowych dla tego skrawka ziemi. Zmierzchał się, gdy weszliśmy do gęstego lasu. Już koniec drogi ledwo był widoczny, a ściany lasu jakby się zbliżyły do drogi. Robiło się już chłodniej. Szliśmy w skupieniu i tak cicho jak to możliwe. Była magia Roztocza. Nasłuchiwaliśmy pieśni lasu, odwiecznej walki o życie lub śmierć. Gdzieś w oddali słychać już było pierwszego puszczyka, bliżej zagwizdała sóweczka, wtedy wielka rzadkość.
Nagle mrok przed nami przeciął zwierz biegnący przez drogę, krok miał lekko chybotliwy. Dziwaczne to zwierzę było, biało, szaro, czarne. Nos trzymało nisko przy ziemi węsząc zawzięcie. Zerknęło na nas unosząc głowę do góry i wielki czarny nochal.
Tak, borsuk to był we własnej osobie. Drapieżnik wytrawny i skuteczny, czyścioch i esteta wielki. Najedzony jak nie śpi to lubi się bawić lub leżeć, czasami na plecach. Gdy budzi się się po zimowym śnie, z wielkim rozmachem i wielką dbałością czyści swoją norę i jej korytarze. W przerwach między remontami dba o swoje futro. W porównaniu do lisa borsuk jest naprawdę czysty przebywając później przy lisiej norze nie czuć było nic. Borsuk jest wszystkożerny, zjada z upodobaniem wszelakie robaczki, żuki, drobne ssaki i ptaki. Padliną nie wzgardzi. Kolega zadał pytanie, a wie Pan gdzie one mają nory? Nie wiedziałem. Nie wiem dlaczego ten kolega nadal mi mówi Pan. Ale to szczegół. Podeszliśmy kawałek w bok i zobaczyłem ich lokum. Labirynt ścieżek i korytarzy. To wszystko było dość skomplikowane. Widać borsuki mają zamiłowanie do luksusu niczym niegdysiejsi hrabiowie i książęta. Wróciliśmy na drogę. Moja wyobraźnia została pobudzona bardzo. Nie mogłem spać, myślałem a w końcu śniłem o borsukach. We śnie widziałem ich potężne pazury rozrywające ziemię, w śnie widziałem też jak mocarne łapy borsuka rozrywają zwierzę. To były sny które były wywołane sugestiami, opowieściami ludzi ze wsi. Bo jaźwiec może pazurami krzywdę człowiekowi zrobić. Nastał dzień, zabrałem się za sprzęt. Ładowanie akumulatorków, czyszczenie kart pamięci. Najważniejsza była lektura, zrobiłem drugą kawę i zagłębiłem się w książkach i opisach. Obejrzałem ogrom zdjęć. Nadszedł czas by ruszyć drogę. W głowie układałem już kadry, myśli kłębiły mi się okrutnie.
Szedłem przez las pachnący, mieniący się wieloma już nowymi barwami. Pojawiła się już żółć i czerwień na niektórych liściach. Idąc baczniejszą uwagę zwracałem na to co jest na piaszczystej drodze. To był czas gdy tą księgę tajemnic zacząłem zgłębiać. Ślady i tropy zacząłem fotografować i porównywać, uczyłem się wytrwale. Powoli dochodziłem do miejsca gdzie ostatnio widziałem z kolegą borsuka. Są, są odciski łap i wybitnie dużych pazurów. Ułożenie było do wewnątrz. Tak to były tropy borsuka. Widno jeszcze było więc mogłem sobie pozwolić na obejście terenu i wybranie miejsca do zasiadki. Im słońce było niżej tak poziom adrenaliny wyższy. Znalazłem dogodne miejsce do pierwszej borsukowej zasiadki. Zapada zmrok, część ptaków już szuka sobie bezpiecznego schronienia, część ssaków idzie na żerowiska na okolicznych polach.
A ja siedzę skulony, udaję dziurę w lesie. Lektura uzmysłowiła mi że jednak borsuk taki straszny nie jest. Tuż, tuż przed zachodem słońca odezwały się. Kohorty oprawców żądnych krwi ludzkiej. Żądne krwi zwierzęcej. Były ich tysiące, miliony. Z wielkim bzyczeniem dopadły swej pierwszej bezbronnej ofiary. I na nic się zdały ubrania i repelenty i rękawiczki nie pomógł też kapelusz z siatką. Dopadły mnie kąsając do krwi w każde słabo osłonięte miejsce. Polała się krew i były tez i wśród nich ofiary. Broniłem się przed komarami. Wiem to komarzyce. Poleciały dalej. Domyślałem się że moje ruchy mogą spowodować że borsuki wyjdą innym kanałem. Ciemno i chłodno już było gdy usłyszałem szelest w krzakach po lewej. Pojawił się lis, w nocy nigdy lisa nie fotografowałem. Była więc okazja to zrobić. Nagle lis znika wyraźnie spłoszony.
Patrzę w prawo, a tam, spokojnie wychodzą borsuki para rodzicielska (tak mi się zdaje) zlustrowała szybko teren i wyjątkowo sprawnie skryła się za pagórkiem. Pomyślałem sobie to mnie przechytrzyły, i miałem faktycznie już się pakować. Myślałem że reszta borsuków ruszy za nimi, ale nie. Młodziaki zostały i sprawiły mi sporo radości. Doświadczenia nie miałem żadnego, więc błędy zaraz się pokazały. Borsuki pomogły mi bym do domu nie wracał zawiedziony. Wychodziły to tu to tam. Nie wszędzie mogłem je dobrze fotografować, ale coś tam wyszło. Urzekły mnie bardzo. Zachowywały się swobodnie w mojej obecności bawiły się na całego. Noski nie były jeszcze zupełnie czarne.
Przesuwając obiektyw za słabo odkręciłem blokadę głowicy. Nastąpił krótki pisk ocierających się okładzin. Struchlałem, ale borsuki zamiast uciekać zatrzymały się w miejscu. Ruszyły w moim kierunku. Ja zwarty robię zdjęcie po zdjęciu. Jeden z borsuków zostaje nieco z tyłu. Pierwszy, który prym wiódł w zapasach ostrożnie się zbliża do mnie. Robię kolejne zdjęcia, rozglądam się. Gdy już głowa wraca na poprzednia pozycje gdzie widziałem zwierzaka jego już tam nie ma. Skręcam się bardziej w lewo bo tu słyszę szelest i jest. Robię ostatnie zdjęcie zmniejszając ogniskową.
W tym momencie właśnie zrobiłem ostatnie zdjęcie borsuków. Nastąpiła rzecz niebywała dla mnie. Siedzę nieruchomo, latarka mam w ręku i świecę przez palce. Serce mało mi nie wyskoczy z piersi.
Przede mną półtora metra ode mnie siedzi borsuk, borsuczek jeszcze. Co chwile mruga nerwowo. Światło redukuję, widzę go bardzo dokładnie, jego pazury okazałe i mocne przednie łapy. Lekko różowy nosek mnie rozczula z jakiegoś powodu, i ta bestyjka teraz robi rzecz niezwykłą uśmiecha się. Widzę jego ząbki bielutkie. Przekrzywia główkę i wyciąga nieśmiało łapkę. A ja z jednym aparatem z jednym obiektywem. Borsuczek ciekawski był bardzo, postanowił skrócić dystans. Nie pozwoliłem mu na to, nie, już się nie obawiałem. Dla borsuka mogłaby się znajomość z człowiekiem innym niż ja skończyć bardzo źle. Po prostu wstałem. Zwierzak odskoczył do tyłu, po chwili odszedł spoglądając co chwilę w moją stronę. Nie było mnie w tamtym miejscu wiele lat, ciekawe czy żyje.