Kuna domowa.
Jak sama nawa wskazuje jest zwierzęciem zamieszkującym tereny w pobliżu ludzkich siedzib. Lecz myliłby się ten kto by pomyślał że to zwierze nie potrafi się adaptować do innych warunków. Kuna domowa jest wybitnym myśliwym i świetnym strategiem.
Mój pierwszy kontakt z kuną miał miejsce w samym środku Zwierzyńca była to kuna domowa. Ja w tym czasie siedziałem nad Wieprzem obserwując latające nad woda nietoperze. Latarka świeciła punktowo tuz nad wodą sięgając brzegu po drugiej stronie rzeki. Gdy umilkły miejskie hałasy, gdy tupot nóg turystów umilkł, a okoliczne latarnie zaczęły gasnąć. Pojawiła się Ona, kuna domowa. Niczym woda spłynęła z wysokiego brzegu nie powodując żadnego szmeru. Była. Była i patrzyła się na mnie przekrzywiając główkę. Zmniejszyłem natężenie światła, rozluźniła się nieco. Wtedy podniosła głowę i zerknęła na mnie w tym momencie zrobiłem zdjęcie. Jak wspomniałem światło latarki osłabiłem, jednak odległość nastu metrów nie pozwoliła odpowiednio doświetlić kadru. Na lampie nie miałem flesh extendera bo byłem nastawiony na nietoperze a nie na coś co było po drugiej stronie rzeki. Rzeka w dodatku zaczęła nieco parować, a to bardzo utrudnia fotografowanie w nocy. Fotografia dokumentalna pozwalająca określić co to za zwierzak.
Kuna leśna.
Widziałem nie raz jak coś mi śmignęło między drzewami w pobliżu jakichś oczek wodnych czy stawów. W tym przypadku było totalne zaskoczenie. Jak to w przyrodzie bywa, wszystko się szybko zmienia. Dzieje się życie. Przy pięknym śpiewie ptaków gdzieś ktoś staje się ofiarą, staje się pożywieniem, ktoś jest właśnie przy „stole”. W świecie fotografów przyrody dzieje się podobnie. Wychodzisz fotografować jedno a wychodzi drugie. Tak było i w tym przypadku. Pojechałem na rzęsorki, fotografowałem zimorodki a trafił się ssak drapieżny. Tak to była kuna leśna.
Siedziałem lekko zamaskowany z obiektywem skierowanym na gałęzie wystające z wody. Dobrze kojarzycie, to było podczas fotografowania zimorodków o czym pisałem wcześniej. Na statywie zamontowana lustrzanka z teleobiektywem, a drugi aparat leży obok mnie z krótkim obiektywem. Tak na wszelki wypadek.
Pozycja nie jest zbyt komfortowa bo coraz bardziej mi mokro. Zimki zrobiły sobie przerwę. Nagle z lewej strony krzyżówki zaczęły niewyobrażalnie drzeć dzioba. Harmider robi się coraz większy, kaczki wypływają na środek stawu. Zwracam obiektyw o dziewięćdziesiąt stopni w lewo i szukam powodu tego alarmu, tego larum.
Biegnie, zwalnia, podbiega. Rude coś, i dużo większe od wiewiórki. Patrzę przez wizjer i widzę kunę leśną na polowaniu. W głowie od razu myśl. Skąd wieje wiatr. Wiał od kuny. Westchnąłem cichutko i zacząłem śledzić zwierzaka. Z wielka gracja penetrowała brzeg Czarnego stawu. Była już ode mnie około dwudziestu metrów kiedy na jej drodze pojawił się stary pień leżący od dawien dawna w wodzie. Kuna jako wytrawny myśliwy nie spuszcza wzroku z kaczek które jakby mając gdzieś niebezpieczeństwo pływały przy tym powalonym drzewie pozbawionym kory. Kuna wskoczyła z gracją na to drzewo i udając że kaczki ją nie interesują rozglądała się na boki i węsząc po pniu schodziła coraz niżej, i niżej.
Nagle łup! Rozległ się straszny dźwięk to kaczki zaczęły krzyczeć, te które były niby niefrasobliwe. Wiedziały kaczuchy co robią. Drapieżnik na końcu drzewa przymierzył się do skoku by upolować kaczkę. W tym oto momencie kaczki szeroko rozpostarły swe skrzydła mocno bijąc nimi o wodę. Tak to niby ofiary odparły atak groźnego drapieżnika.
A kuna? Kuna strząsnęła z siebie krople wody i po belce wspięła się nieco wyżej do suchego lądu, po czym zeskoczyła na brzeg i biegła sobie w moim kierunku. Nawet nie zerknęła na kaczki. Kręgosłup mi trzeszczy, a tu jeszcze trzeba się obrócić. Bo moi drodzy wiatr nie zmienił kierunku. Zdjęć już nie robię bo krzaki. Ogniskowa za długa, af już nie ostrzy bo bliżej niż 2,5 metra. Mam w ręku drugi aparat, puls jak u zawałowca. Odwracam się kładąc na boku, a tu naprzeciw mnie w odległości metra pojawia się mordka kuny leśnej. Jak szybko się pojawiła tak szybko zniknęła. Nie zdążyłem nawet wycelować. Jedna zasiadka, a tyle wrażeń.