Pojechałem na chomiki... a wyszło jak zwykle.
Sobotni poranek śnił mi się po nocach. Widziałem, widziałem tego drania w promieniach wschodzącego słońca pogryzającego kłos zboża. Ale, nie. U mnie musi być zawsze w poprzek, na odwrót na złość. Drogę przebiega mały borsuk. Nogi mi drętwieją ale siedzę zaplątany w statyw i siatkę maskującą. CZEKAM!. Wyłazi z gracją łosza a za nią maleństwo, rozpłynąłem się. Tylko czego tak daleko?. Słońce przygrzewa a łobuza nie ma. Myślę przejdę się może coś ciekawego będzie. Było kurna było!!! Teleobiektyw na statywie ja z krótkim obiektywem ruszam i po kilkunastu metrach 5 zajęcy na polnej drodze uprawia kąpiele słoneczne. Popatrzyły na mnie i z wolna jak na zające rozeszły się, rozeszły. Wracam i znowu czekam. I znowu nic. tyłek boli od siedzenia. wstaję idę w druga stronę. Chomików oczywiście nie ma tam gdzie powinny być. zawróciłem i patrzę jak kicaj pomyka w moją stronę. Było gorąco więc bez koszulki szedłem. Zobaczyłem zajca. I bęc w ten pył. Leżę i celuję, pojawił mi się ładnie wykadrowałem nieco, a ten łobuz zmienił tor biegu. I tak go uwieczniałem raz za razem. Dobiegł na cztery metry i obczaił że na drodze coś leży, zawrócił. A to wszystko miało miejsce kilka kilometrów za Szczebrzeszynem.
Szukałem chomików, a wyszło jak zwykle.
niedziela 28 lipca 2019r.