Dzisiejszy poranek przywitał mnie ciemnością i namiastka śniegu. Było stosunkowo ciepło tj. około -3. Piąta rano pobudka i w drogę. W lesie ciemno choć w twarz dać. Po cichutku wychodzę z samochodu i staję, kilkanaście metrów ode mnie coś złamało gałęzie. Myślę ciekawie się zaczyna. Po ustawieniu sprzętu i kilku łykach kawy zawijam się w śpiwór i czekam aż będzie jaśniej, cały czas nasłuchuję i podglądam. Było po siódmej gdy wyczułem ze coś leci. Przez okienko patrzę, a tu kruk. Niestety światła jeszcze nie było by wszystko zagrało. Dla dociekliwych obserwatorów warte dokładnego obejrzenia są właśnie kruki, nie są całkiem czarne. Potem były sójki i długo nic. Z prawej strony widzę pędzącego jelenia, ale za nim niczego niepokojącego nie zauważyłem. Był sam. I znowu cisza. Kolejna kawa. Zaczynam popadać w błogostan, gdy z lewej strony widzę kilka zwierzaków pędzących. To jelenie. Z początku myślałem że to same łanie, ale chwilę później zauważyłem że to dwie łanie i dwa byczki, z bardzo ubogim porożem. Widzę w oczach panikę i jęzory na boku. Ciężko dyszą, ze strachem oglądają się za siebie. Na chwilę się zatrzymują, rozglądają się kilka sekund i znowu ucieczka. Ciemno się robi już w moim zakątku i zbieram się do domu. Ujechałem kilkaset metrów gdy zza ściany lasu wylatuje bielik. Bardzo nisko, bardzo blisko. Ostre hamowanie, uff poleciał dalej. Blisko było. Dobrze że jak zwykle turlałem samochód. Bo byłoby po bieliku, a piękny był i dorosły z pięknym mocarnym dziobem i białym ogonem.
Dzień w czatowni fotografii przyrodniczej
niedziela 2 grudnia 2018r.