Rudzik, mały ale wariat.
Noc była niespokojna, fronty atmosferyczne głośno się spierały który ma otworzyć świt. Zimny, mokry i śnieżny oblepiający śniegiem napęczniałe wiosennymi sokami gałązki. Czy mroźny i słoneczny który krótkimi cięciami wiatru dalej walczył o prawo przyrody do słońca i radości, do wiosny. Nawet mroźny poranek, a słoneczny to radość dla ptactwa wszelakiego, a dla maleństw w szczególności. To one, te ptasie maleństwa przycupnąwszy za wiatrem nagrzewają swe ciałka drobniutkie. Gdy już ograne dostatecznie są te perełki ptasie, te sikorki, wróbelki, czyże i wreszcie te klejnociki przecudne rudziki.
Rudzik drobniutki jest to każdy wie, ale mało kto wie jak dzielny jest a uparciuch niebywały. Jego niezwykła wytrwałość pozwala mu przetrwać nawet w tak trudnych warunkach jak dzisiejszy poranek. Trawa chrzęściła pod stopami zmrożona porannym mrozem, a on dzielnie i systematycznie przemierzał swój teren, gdy już znalazł swój przyszły pokarm to walczył niczym lew. Jakimiż to zmysłami musiał się posługiwać by znaleźć robaczka cieńszego niż jego własny dzióbek. Znalazł posiłek i począł go dobywać z powierzchni ziemi, lecz ta bronił się bardzo swą zmarzliną. Padające słońce pomogło naszemu bohaterowi zdobyć posiłek, być może to był pierwszy dobry posiłek tego ranka. Przełknąwszy rudzik uniósł dziób do góry, jakby w geście zwycięstwa. W tym momencie wiaterek już cieplejszy poruszył piórkami rudzielca. Ten już nasycony nastroszył piórka i się poruszył z gracją niebywałą układając rdzawe i szare piórka. Podskakując to podlatując zajął miejsce w rogu chaty wystawiając swą malutką rudą pierś do słońca. Wiatr zamilkł. Rudzik wyciągną szyję, zmrużył oczy delektując się ciepłem słońca. Szyja poczęła opadać, głowa wraz z dzióbkiem też powoli opadła. Tak mało potrzebował do szczęścia. Zasnął na łodydze dzikiej róży, tylko On mógł się tam zmieścić. Kolce zabezpieczały go z każdej strony. Niech śpi spokojnie Rudzik.