Godzina 4.18 w niedzielę. Budzik nieubłaganie wyrywa mnie ze snu. Biorę graty i w drogę. Cel, Sułówek. Miało być ambitnie fotografowane, z poziomu wody. Miejscówka jak z bajki. Materac położony, aparat na statywie, maskowanie, kładę się. W tej samej chwili już klęczałem i wylewałem wodę z materaca i buta. Nic to. Zimno troszkę. Fotek zero. piszczy coś za plecami, to się oglądam. Nic nie widzę. Słońce co raz wyżej. Zmieniam miejsce. Patrzę a tu łęczak. Niestety odległość i trawy nie pomogły ale i tak się cieszę. Wróciłem do samochodu zostawić część gratów i wracam. Wlazłem w trzcinowisko. Tuż za nim płycizna zaciekawiony przykucnąłem. Patrzę rycyk, no to mu cyk fotkę. Oczywiście z ręki. Bo ze statywem na rozpoznanie troszkę ciężko. Przykucnąłem. Wody do połowy gumowców. Nagle pojawiają się inne ptaki. Przyleciały krwawodzioby. Ciężko mi coś wyłuskać w końcu jest fajna pozycja. Czuję jak mi się życiodajny płyn o temperaturze bardzo niskiej wlewa do gumowca noga grzęźnie jeszcze głębiej. Był też brodziec śniady. Zdjęcia są typowo dokumentacyjne, jak pogoda się nie popsuje to jutro będą lepsze zdjęcia. Przepraszam ale z rana źle oznaczyłem ptaki. Póki co co to zapraszam.
Sułówek. Biebrza w skali mikro
niedziela 22 kwietnia 2018r.